środa, 5 września 2012

PROLOG



Ludzie wmawiają ludziom, co jest dobre, co jest złe. Ludzie stwarzają teorie. Dychotomia sieje się w oka mgnieniu. Nic nie jest tym, na co wygląda, pociech szatana są miliony. Gdzie nie spojrzysz - krzywa twarz. Gdzie się nie odwrócisz - absurdalne pretensjonalne spojrzenia. A nad dziećmi Stwórcy wisi złota aureola! Cóż za piękny świat!

Żałośnie naiwny, a aureole pożółkłe.
Nie ma dychotomii dobra i zła. Nie ma ludzi, którzy rodzą się z przeznaczeniem. Nie trzeba trzymać się granic i zależności - ja, Bill, nie wierzę ludziom. Ja, Bill, nienawidzę ludzi.

Nie użalać się wraz z ciemną masą, nie odczuwać tego, co oni... Wydziedziczyć się z własnego gatunku, który schodzi na psy. Tego chciałbym.

Ludzie mnie wkurwiają, a jeszcze bardziej wkurwiam ich ja; pełen wulgaryzmu słownik, zasieg słowa na kilometr i krytyczny spojrzenie.


***

Zdjęcia. Mały fragment minionych chwil uwieczniony na papierze. Ja, brat i rodzice... Wszyscy uśmiechnięci - ja siedzę na stole, podpierając pod siebie kolana. Tom na oparciu kanapy, za co matka zwykła go upominać... Siedzą również rodzice - przytuleni do siebie ze zmrużonymi powiekami.

Boli mnie, że nie pamiętam tego. Niczego nie pamiętam. Wiem tyle, ile mi mówią. Luka w pamięci to męczący fakt, ale dochodzi uczucie żalu... Nie mogę wybaczyć samemu sobie, że nie mam w głowie zwariowanych lat, kiedy kształtowała się moja psychika, moje relacje z rodziną... Nawet nie czuję przyzwyczajenia; nie mogę powiedzieć ojcu, matce, że ich kocham. Nie mogę, bo nie pamiętam chwil, które spędzaliśmy. Nie wiem, czego mnie nauczyli, z czego się razem śmialiśmy, ani, o czym rozmawialiśmy. Nie wiem nic. Nie czuję sentymentów, nie mam wspomnień. Nie pamiętam niczyjej troski, niczyjej miłości. Jestem... nowo narodzony... Mimo że kalendarz skazuje mnie na osiemnastą rodznicę urodzin.

Z drugiej strony - nie pamiętam kłótni rodziców, ich rozstania; krzyków, lamentu i bólu... Czemu więc nie potrafię się cieszyć? W końcu jestem czysty. Nowa karta. Tabula rasa. Zaczynam, jakbym dopiero co przyszedł na świat.

- Bill, słyszysz, co do ciebie mówię? Wiesz, o czym mówię? Nie zamyślaj się bez przerwy, tylko odpowiedz! Odpowiedz, czy pamiętasz cokolwiek! Staram się wbić ci do głowy te wszystkie chwile... Nasze chwile. Ale ty... ty widocznie nie starasz się wystarczająco.

- Przestań. Przestań mówić w ten sposób, jakby to była moja wina. Nie jestem jedną z twoich pokręconych dziewczyn, które poniżasz. - uniesiony ton głosu dowodzi mojemu zdenerwowaniu. Nie potrafię utrzymać pozorów spokoju, tym bardziej przy moim bracie.

- Bill... - zaczyna ze spokojem, ukrywając przy tym twarz. Czekam na wybuch. - Pieprzyć to!

Tom wstaje, a krzesło upada na podłogę. Głuchy dźwięk odbija się i rani moje uszy. Mrużę oczy; boję się.

- Jesteś do niczego. Człowiek bez pamięci, człowiek bez wspomnień... Jest, kurwa, zerem, Bill. Zerem! - krzyczy, nachylając się nade mną. Zagryzam wargi i wymierzam sprawiedliwość. Moją własną, zachwianą momentami. Uderzam go otwartą dłonią i wybiegam z pokoju. Jestem rozdarty. Jestem zachwiany, jak ta moja prawda, co snuje się niebepiecznie po ścianach. Dogania mnie i szepcze: "Jesteś nikim. Jesteś zerem. Jesteś... Jesteś... zerem!".

Ukrywam twarz pod maską - mija pierwszy miesiąc mojego istnienia z nową pamięcią, a ja już mam drastyczne pliki w ścianach umysłu. Każdy zaczyna się twardym tytułem, a w środku... Gama uczuć, emocji, niemijających stanów ducha. Żaden nie jest wart analizowania. Wyraża moją złość i niemoc.

Instaluję programy ochronne; mechanizmy przeciwko łzom i czerwonej twarzy. Mam plan. Uśpię każdą emocję, opanuję każdy wrzask. Będę miał gdzieś świata zło, świata dobro - nadchodzę ja, Bill, sztuczny człowiek - mistrz teatru lalek. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz